Jakosc tych zdjec pozostawia wiele do zyczenia, bo zostaly zrobione w czasie drogi. W pedzacym aucie, albo wrecz przeciwnie slimaczacym sie pod slonce. Albo nagle, a wtedy wiadomo, po diable.
Ruszylismy z Ubudu jak zwykle w tloku.
Oznaczenia drogi, jak widac, nie zawsze sa widoczne.
Zatrzymywaly nas swiatla, roboty drogowe, albo niespodziewane zatory.
Czasami gubilismy droge, ale nigdy nie stracilismy dobrego nastroju.
Mijalismy dzieci idace do szkoly, kierowcow motorynek lamiacych przepisy ruchu drogowego...
Panie na przystanku oraz w sklepie, a nawet pana, co mu chyba bylo zimno.
Najwiecej jednak minelismy znakow drogowych. Niektore zupelnie inne niz u nas.
Zdarzaly sie tez na drodze pojazdy nie dajace sie sklasyfikowac.
O maly wlos nabralibysmy sie na sztucznego slonia i falszywych policjantow.
Na Bali nie ma reguly ze swiatlami. Czasami mozna skrecac w lewo na czerwonym swietle, a czasami nie. Czytac trzeba uwaznie tabliczki pod nimi, bo jak nie, to ... odsylam do wczesniejszego postu o przestepcy.
Nie zglodnielismy, ale zawsze byl wybor gdzie zjesc.
Od kilku dni odwiedzam Instytut Medycyny Tropikalnej w Gdyni:) Na razie
wszystko jest OK. Niezależnie od efektów tych wizyt nic nie zniechęci nas
przed odk...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz