wtorek, 29 września 2009

Ubud - Trudna praca redaktorow

Na wstepie chcialbym podziekowac za liczne sms, ktore otrzymalismy dzisiaj w zwiazku z informacjami o trzesieniu ziemi w Indonezji. Cieszymy sie, ze nad nami czuwacie! Dobrze, ze niektorzy z was nie owijali w bawelne i od razu napisali o co chodzi. Byly tez sms-y tzw. zaczepne, ktore spowodowaly lawine kolejnych:)

Do rzeczy! Dzisiaj opisuje dzien wczorajszy. Mamy lekki poslizg. Dlaczego? Bo praca redaktorow bloga nie jest prosta. Jeden redaktor (dla zmylki nazwijmy go prowadzacym), ma pewne oczekiwania do drugiego redatora (nazwijmy go artystycznym). Oboje maja rozne podejscia do tresci bloga w warstwie tekstowej i w formie ilustrujacych dzien zdjec. I to bylo by na tyle, bo nie bede tutaj ujawniac kuchni pisania i tworzenia bloga. Kto nie sprobowal, ten nie wie. A kto sprobowal, to czuje bol tworcow i mam nadzieje, ze sie z nami solidaryzuje.

Nie wspominalem chyba jeszcze o Gojo, ktory mial byc naszym kierowca na Bali. Polecony, sprawdzony, wiec chcielismy sie z Gojo zaprzyjaznic. Na razie nie jest to nam dane. Co chcemy skorzystac z jego uslug okazuje sie, ze albo ma swieto w swiatyni w swoje wiosce, albo go cos boli, albo jest niewyspany. Gojo ma jednak liczna rodzinke, wiec nas dokladnie "obstawia". Na dzisiejszy dzien "podstawil" nam I Wayana. Milego, 34 latka, z 2 dzieci, zakochanego w swojej zonie. I Wayan wparowal do naszej kwatery z kartka a nanich wykaligrafowane imionami Magda and Jacek. Z rozbrajajaca sczeroscia powiedzial, ze przyjechal po nas. No to sie zebralismy i w drzwiach (no wlasciwie w oscieznicach) zorientowalismy sie, ze I Wayan to jest I Wayan a nie Gojo.. I Wayan, nie wiedzial, gdzie dokladnie chcemy jechac, a my sierotki niczego nie zaplanowalismy, bo myslelsimy ze Gojo nam cos zaproponuje. Nic sie nie stalo... moglibysmy zanucic. Po kolejnych 3 minutach mielismy plan i wyruszylismy na podboj Bali.


Pierwszym przystankiem byla swiatynia hinduistyczna Pura Taman Ayun. Nazwa oznacza ogrod kwiatowy dla wszystkich. Od razu wiedzielismy ze jest to "TO" co chceilismy zobaczyc na Bali. Niewielki park otaczajacy swiatynie, cisza. Kilkadziesiat kobiet skladajacy codzienne ofiary stanowily naprawde piekny widok. Spokoj, spokoj, spokoj... ewentulanie gdzies w tle rozmowy balijczykow wewnatrz swiatyni. Na szczescie na jej teren nie moga wchodzic "innowiercy" wiec unika sie przepychanek typowych turystow, ktorzy zadni sa swietnego ujecia wlasnie modlacych sie wyznawcow hinduizmu.


Droga do kolejnej swiatyni nie zapowiadala niczego szczegolnego. Chyba nawet lekko przysnelismy, gdy nagle przed naszymi oczami ukazala sie grupa ok 200 osob siedzacych spokojnie na polowie asfaltowej drogi zaraz za wjazdem do jednej z licznych mijanych na trasie miejscowosci. Zatrzymalismy I Wayan'a i wyskoczylismy na droge. Czekala nas prawdziwa przyjemnosc ogladania ceremoni rozpoczecia swieta w jednej z lokalnych swiatyn! Po kilkunastu minutach z drugiej wsi dojechala kolejna grupa. Pewnie ze 300 osob z instumentami muzycznymi, darami do swiatyni. Setki kobiet i mezczyzn w zwartym szyku przeszlo przez miasto. Jak ogladacie festiwale z Indii to pewnie zauwazyliscie tlumy ludzi idacych w procesjach do swiatyn. My znalezlismy sie w samym jej srodku! Uczucie bylo niesamowite! Wszyscy nas pozdrawiali, pytali sie skad jestesmy. Wytlumaczyli tez, ze nie jest to slub, jakby to nam sie moglo wydawac. Feria kolorow, zapachow, ogluszajaca muzyka. Prawie trans.


Pomyslelismy sobie znow, ze Bali nam bardzo odpowiada, bo jest tu kolorowo, roznorodnie, a turysci sa tu mile traktowani. Mimo tego, ze niewiele osob mowi po angielsku, jakos jestesmy w stanie sie dogadac. Glownie jednak na moje pytania slysze odpowiedz yes, yes, yes... Ale to jest lepsza odpowiedz niz, I don't know, ktora czesto mozna uslyszec w Europie. Moge powiedziec, ze zaliczylismy juz piersze swieto na Bali. Czeka nas jescze wiecej.

Kolejna swiatynia to Pura Ulu Danu Bratan. I Wayan nie byl naszym przewodnikiem, wiec trudno bylo czegos wiecej sie na jej temat dowiedziec. Niewazne byly fakty, wazne to czego doswiadczylismy. Tutaj znow odbywala sie "celebration", jak nam powiedziano. Setki osob sluchalo w skupieniu modlitwy, zlozylo dary. Na zakonczenie doswiadczylo "koncertu" lokalnej okiestry. Zauwazylismy takze, ze w czasie kiedy kobiety wnosily pozywienie do "poswiecenia" do swiatyni. W okalajacym ja parku bylo kilkudziesieciu mezczyzn. Oni wszyscy bawili sie z dziecmi. Byly hustawki, karuzele, a w okol nich dziesiatki dzieci smiejacych, tylacych i bawiacych sie z ojcami. Bardzo ciekawe zjawisko!

Powrot to obowiazkowo zaliczony lunch w "przydroznej" knajpce, ktora okazala sie glownym, albo jedynym miejscem do ktorego przywozi sie turystow. Bylo smacznie, ale mamy podejrzenia, ze wszyscy kierowcy sa "na prowizji". Wracajac do Ubudu widzielismy jeszcze dwa jeziora oddzielone od siebie niewielkim skrawkiem ladu, ktore wygladaly zupelnie jak nasze jeziora polodocowe. Byla pewne roznica. Temperatura powietrza i setki malp na drodze, ktore zaczepialy turystow, lub wrecz atakowaly w poszukiwaniu pozywienia. Nam sie udalo! Przezylismy!

Pytanie 9
Kto sie uwaza za redaktora prowadzacego?
Odpowiedz na to pytanie prosimy przeslac na adres korzewscy@gmail.com podajac adres do korespondencji. Wylosujemy zwyciezce, ktory otrzyma od nas kartke pocztowa. To bedzie niespodzianka. Zachecamy do udzialu w konkursie!

Ubud – Chcielismy ekologicznie, to mamy ekologicznie!

Ubud – Chcielismy ekologicznie, to mamy ekologicznie!
Chcielismy ekologicznie, wiec sie doigralismy! Tak moglbym skonczyc wlasciwa opowiesc o Ubudzie. Wieczorem, jak przyjechalismy na miejsce, do naszej wioski, to sobie pomyslelismy, ze jest swietnie. To tak na poczatku, po o kilku minutach lekko sie wystraszylismy. Dokladnie przyjrzelismy sie naszemu otoczeniu. Bylo ciemno, wiec do konca nie bylo wszystkiego widac. Ale. No wlasnie, ale, przed nami roztoczyl sie widok pola ryzowego. Zaczelismy dostrzegac halas. A wlasciwie odglosy wioski, a przede wszystkim pol. Nie tylko jakies tam ujadanie psow, ale takze gra chrzaszczy, moze nawet „spiew” ptakow. Temu wszystkiemu towarzysza dzwieki splywajacej wody zlicznych malych fontann, czy tez strumykow. Szum bardzo kojacy. Tak pomyslelismy sobie na poczatek. Po kilku minutach okazalo sie, ze dom, ktory wynajelismy nie jest w ogole zamykany. Nam europejczykom, trudno to sobie wyobrazic, ale dom jest po prostu caly otwarty. I nie tylko nie ma tutaj typowych drzwi, ale tez dlatego, ze nie ma typowych scian. Sciany to glownie maty lub tez piekie wijace sie zaslony z batiku. Jedynym pomieszczeniem, ale tylko zamknietym z 3 stron, jest nasza sypilania. Wiatr hula nam po calym domu. Nawet lazienka z kamienna wanna jest na swiezym powietrzu! Prysznic pod palmami dla kazdego!
Rano obudzil nas glos dziewczyny. Breakfast mister, zawolala. Okazalo sie, ze sniadanie nie podawane jest dla wszystkich mieszkancow eco-wioski we wspolnym miejscu. Pani (mloda kucharka) dla kazdego domu szykuje indywidulane sniadanie. Dosc skromne, ale ze swiezych skladnikow, glownie owocow i jajek. Zrobilo to na nas spore wrazenie. Miejsce, w ktorym mieszkamy zostalo zalozone przez pare archiektow. On Amerykanin, ona Argentynka. Kilka lat temu wymyslili sobie, ze w roznych miejscach w Indonezji wybuduja osiedla, ktore turystom dadza bliski kontakt z natura, w naszym przypadku mieszkamy doslowmnie na brzegu pola ryzowego, natomiast lokalnej spolecznosci prace. Wyglada na to, ze system dziala, bo wszystkie domy sa zajete. Obsluge stanowia mieszkancy naszej wioski Lodtunduh. Czujemy sie tutaj bezpiecznie, a przed naszym “salonem” przechodza dziesiatki osob, ktore pracuja na okolicznych polach. Widok na poczatku lekko surrealistyczny, ale juz sie do niego przyzwyczailismy. To mile, jak co kilka minut, ktos zyczliwie sie do nas usmiecha lub z daleka wola hello mister.
Nasyceni zdrowa zywnoscia, zjednoczeni z ludnoscia wioski wyruszylismy do miasta. Pieszo. Pewnie z 6 km w silnym zarze. Nie bylo latwo, tym bardziej, ze po drodze mielismy maly wypadek I Magda skrecila noge. Jest dobrze, ale wygladalo powaznie. Nic oprocz opuchlizny I siniakow nie stwierdzono. Na szczescie!
Jak dotarlismy do Ubud, to oboje pomyslelismy sobie, ze o „taka” Indonezje nam chodzilo. Zobaczylismy setki malych galerii sztuki, dziesiatki fenomenalnych knajpek. Oczywiscie, sa tutaj sklepy z tzw. tandeta dla turystow, ale przewazaja takie, ktore pewnie w Europie, uwazane bylyby za „stylowe”. Sami zaczelismy sie zastanawiac, co jest przyczyna tego, ze nawet w Trojmiescie, brakuje restauracji, barow, czy po prostu knajpek, ktore mialy by swoj inny, niepowtarzalny styl, a jedzenie nie smakowaloby tak samo?



Zauroczeni Ubudem postanowilismy nie tylko zatrzymywac sie zeby cos zjesc, przegrysc, podjesc, napic sie, odswiezyc sie, ochlonac, ale takze zobaczyc kulture. Juz w Prambanan widzielismy typowy taniec, czyli spektakl o milosci, slynna historie Ramayana. Tutaj nie spodziewalismy sie rzeczy nadzwyczajnych. A jednak! Tzw. show w Pura Saraswati byl urzekajacy. Przez ponad godzine siedzielismy wpatrzeni i zauroczeni tancami balijskimi. Caly czas zastanawialismy sie tylko jak to jest mozliwe, zeby tancerze z taka latwoscia potrafili oddac charakter odgrywanych prze siepie postaci (ptakow, lwow, wojownikow). Bylo stylowo, bo to wszystko odbywalo sie w otoczeniu jednej z setek malych swiatyn hinduistycznych w Ubudzie. Nie bede narzekac. Staram sie byc tolerancyjny, ale para dwoch panow niezle zaszla za skore Magdusi. Jako jedyna zwrocila im uwage i to w dosadny sposob. Co panowie robili? Wlasciwie nic takiego. Po prostu dokumentowali show. Jak? Przy pomocy 3 kamer HD, 3 aparatow fotograficznych, 2 statywow, jednego przenosnego ramienia/wysiegnika na kamere, 4 roznych obiektywow. Lazili, gadali, chrzakali, przesuwali krzesla, wychylali sie. Po prosu marudzili! Wzdudzili smiech i zainteresowanie innych ogladajacych. Na koniec przedstawienia omal nie zapytalem sie, czy w ogole cos widzieli.
Dalem sobie spokoj, bo pierwszy wieczor w Ubud byl na prawde fantastyczy!



Pytanie 8
Podaj jeden z rodzajow typowego tanca balijskiego.
Odpowiedz na to pytanie prosimy przeslac na adres korzewscy@gmail.com podajac adres do korespondencji. Wylosujemy zwyciezce, ktory otrzyma od nas kartke pocztowa. To bedzie niespodzianka. Zachecamy do udzialu w konkursie!