poniedziałek, 5 października 2009

Ubud - Zaplacililismy za 40 lasek

W koncu zaswiecilo slonce! Jaka radosc! Piekny Gojo znow nas olal i przyslal, kolejnego z licznej rodziny, kierowce o dzwiecznym imieniu I Nyomno. Jaki to byl gadula. Z trudem sie go sluchalo, trundo bylo nawet prowadzic z nim konwersjacje. Na poczatku byl bardzo mily, ale mu sie to jednak po jakims czasie zmienilo. Dzieki temu, ze mielismy kierowce, to co zaplanowalismy, to objechalismy. Zaczelismy oczywiscie od uroczej galerii, na ktora polowalam 3 dni. Zawsze byla zamknieta. W galerii doszlo do szybkiej wymiany zdan miedzy mna i Jackiem, ale postawilam na swoim! Mam oryginalna bizuterie, mimo tego z nie dalo sie niczego utargowac :(. W koncu kupilam sobie prezent urodzinowy.
Potem szybko przemiescilismy sie do swiatyn hinduistycznych. Bylo cos dla ciala, traz dla ducha. Zaczelismy od tzw. Elephant Cave. Wlasnie odbywaly sie przygotowania do Temple Ceremony, ktora rozpoczynala sie nastepnego dnia. Setki osob krzataly sie w swatyni. Czesc przygotowywala ofiary, inni zajmowali sie robieniem specjalne dekoracje z lisci palmowych. Spora grupa zajmowala sie cateringiem(?). Niestety stalismy sie tam swiadkami makabrycznej czynnosci, czyli morderstwa na sporej tuszy. Biedny swiniak wydzieral sie strasznie, konal dlugo. Niezbyl to przyjemny widok, ale nie dalo sie tego niestety uniknac.


Tego dnia, a byla to pelnia ksiezyca, wieloktrotnie spotykalismy odswietnie ubranych Balijczykow podazajacych do swoich swiatyn z przygotowanymi wczesniej ofiarami(darami).
Najwieksze wrazenie zrobily na nas rytualy, ktorych bylismy swiadkami np. w swietym miejscu, czyli Holly Springs, gdzie cale rodziny skladaly ofiary, obmywaly sie lub tez oczyszczaly w tych zrodlach.




"Wzielismy" tez udzial w innej uroczystosci, ktora dokladnie obfotografowalam. Zrobilam zdjecie chyba kazdej kobiecie, ktora niosla przpiekne kosze z darami (zywnoscia) do jednej z mniejszych swiatyn napotkanej na trasie naszej wycieczki. My takze okazalismy sie atrakcja...dla dzieci, ktore smialy sie z nas, ale chetnie pozowaly do zdjec. Znow slyszelismy hello mister:)




Gdy wreszcie dotarlismy na punkt widokowy wulkanu Batur oblegla nas chmara sprzedawcow oferujacych wszystkie mozliwe dobra. Pytanie po co, bo zaden z turystownie mial ochoty niczego kupic. Szybko ewakuowalismy sie z powrotem do Ubudu zahaczajac po drodze o mala plantacje kawy i przypraw. Jacek kupil sobie 40 lasek...wanilii robiac tym samym zapas na chyba kolejne 2 lata.
Na zakonczenie dnia zachwycil nas niesamowity widok urokliwych pol ryzowych. To bylo ukojenie po dniu pelnych emocji i ... dlugooczekiwanego upalu.



Pytanie 13
Wymien 4 desery, ktore mozna zrobic wykorzystujac nasiona z laski wanilii.
Odpowiedz na to pytanie prosimy przeslac na adres korzewscy@gmail.com podajac adres do korespondencji. Wylosujemy zwyciezce, ktory otrzyma od nas kartke pocztowa. To bedzie niespodzianka. Zachecamy do udzialu w konkursie! .

Ubud - Geniusz wymyslil sms-y

Kolejny dzien pada. Mimo tego, ze obwiescilem, ze juz przeslalo padac, to jeszcze w piatek padalo. Lekko sie zdenerwowalismy, bo nie moglismy spac. Dostalismy jeszcze kilka sms o trzesieniu ziemi w Indonezji, i mielismy juz tzw.lekkiego porannego stresa. Porannego, bo o 05:07 wstalismy i zaczelismy obserowac ponownie deszcz. Nawet wzielismy lekkie srodki uspokajajace. Nadal lalo i nic nie zapowiadao, ze przestanie. Zaczelismy nawet myslec, ze weekend to chyba spedzimy w Singapurze albo w Kuala Lumpur, bo moze tam nie bedzie padalo. Cieszy nas, ze dostalismy tyle sms wspierajacych nas!

Na szczescie przybyl I Waya Raeka ok 09:00 rano. Dumnie wkroczyl do naszej willi otoczony wianuszkiem pracownikow. I Wayan Raeka zarzadza calym osiedlem i idzie to mu calkiem dobrze. Szybko rozpoczal akcje pomocy. W domu zabezpieczono dodatkowo rozne przestrzenie (nasz dom jest otwarty), zalozono ochrone przed woda w lazience. Po sniadaniu pracownicy posprzatali i odswiezyli caly dom. Zrobilo sie znow milo.
Deszcz padal, a my wdalismy sie w rozmowe z I Wayanem. Na oko 20. kilka lat, 2 dzieci, zona, duza rodzina. Bardzo sympatyczny czlowiek. Piszemy o nim, bo dodal nam otuchy. Przede wszystkim poczulismy teraz, ze KTOS nad nami czuwa, i w dzien, i w nocy, o czym do konca nie wiedzielismy. Po drugie zakazal wyjazdu z Ubud-u i zasugerowal, co mozemy wlasnie tego dnia robic. Po trzecie opowiedzial nam o innych turystach, ktorzy byli na Bali, gdzies trzy tygodnie temu. Z 6 dni urlpou padalo przez 4. W naszym przypadku to tylko 2 z 6 dni:)
Z I Wayanem pogadalismy troszke o zyciu. To chyba jest najwieksza wartosc w naszy podrozach, ze mamy mozliwosc poznac inny ludzi. Inna kultura, inna religia, inne wychowanie tworzy calosc czlowieka. Jego poglady formowane sa takze przez tradycje. A ta na Bali jest i bedzie, jak powiedzial I Wayan.
Zagadalismy o Ketuta, ktorego spotkalismy 2 dni wczesniej. Okazalo sie, ze jest to "rodzina", moze nie do konca prawdziwe pokrewienstwo, ale Ketut traktowny jest jak medrzec, do ktorego wszyscy czlonkowie rodziny przychodza z roznymi problemami. Tak bylo wiele lat temu w przypadku dziadka I Wayana, ktory, jak zrozumielismy, po wylewie mial probemy ze szczeka i nie byl w stanie mowic. Modlitwy, ofiary i wstawiennictwo Ketuta pozwolilo dziadkowi wrocic do zdrowia w krotkim czasie. Takze po urodzeniu coreczki I Wayana, cala rodzina martwila sie, ze codziennie o 18:00 dziecko zaczyna plakac. Ten placz przeradzal sie w szloch trudny do opanowania. Kolejny raz sila Ketuta zadzialala. Ofiaty zlozone przez rodzine I Wayana, pomogly. Tak wiec, jak to powiedzial I Wayan, cala jego rodzina w ciezkich sytuacjach zawsze przychodzi do Ketuta. Traktowani sa jak rodzina. Pozostaje tylko pytanie, lekko zlosliwe z naszej strony, czy Ketut tak samo kasuje wszystkich?

Tego dnia postanowilismy sobie dogodzic kulinarnie.
Jak pada, i nie ma co robic... na swiezym powietrzu, to odkrylismy 2 wspaniale restauracje. Podsumowujac dzien, stwierdzilismy, ze jedlismy TOP2 dania tego dnia. Zaluje, ze nie fotografowalem, bo byloby co:)
Jeszcze tylko kilka malych galerii, jakies drobny zakup bizuterii. To Magdusi poprawilo humor!



A w ogole tego dnia, to poczulismy jak dobrze, ze mamy telefon. Stwierdzilem nawet ze ten kto wymyslil sms jest prawdziwym GENIUSZEM. Sam zobaczcie!

Bynajmniej nie chodzi tutaj o sms, ktore otrzymujemy zaraz po przylocie do kraju. Tutaj w Indonezji, zachecano juz nas wieloktrotnie do zmiany operatora i utwierdzano nas w przekonaniu, ze TEN inny jest lepszy.
SMS w ogole sa tutaj stosowane w komunikacji z obcokrajowacami. Jak tylko rozmawia sie z taksowkarzem, biurem podrozy, lub nawet z tzw.lokalnym, to od razu nastepuje wymiana numerow telefonow komorkowych. Na poczatku myslalem, ze jest to lekko dziwny zwyczaj, ale teraz uwazam, ze jest to jak najbardziej sensowne podejscie do obslugi klienta.
Nie zlicze osob, z ktorymi smsowalem w sprawie taksowki, biletow lotniczych. Mamy tez swojego opiekuna tutj Gojo, ktory obstawial nas cala rodzina, jesli chodzi o transport dlugodystansowy. Gojo jest mistrzem w pisaniu sms. Byl sms witajacy, byl obiecujacy, byl przepraszajacy, byl zachecajacy, byl tlumaczacy. Wczoraj byl sms zegnajacy. Byl tez tlumaczacy.

Jestem zwolennikiem samodzielnej nauki jezykow obcych. Nasi wszyscy taksowkarze, nauczyli sie angielskiego mowionego, potrafia pisac fonetycznie. Co nas bardzo zadziwilo wiekszosc z nich mowi takze po japonsku, i to lepiej niz po angielsku. Czapki z glow! Niech nasi taksowkarze w Trojmiescie tez ucza sie jezykow. I to ne tylko z powodu Euro2012. I nie ma znaczenia co bedzie napisane na wizytowkach. Byle tylko byly!

Pytanie 12
Co to jest fish-spa, ktorego doswiadczylismy, ale nie opisalismy?
Odpowiedz na to pytanie prosimy przeslac na adres korzewscy@gmail.com podajac adres do korespondencji. Wylosujemy zwyciezce, ktory otrzyma od nas kartke pocztowa. To bedzie niespodzianka. Zachecamy do udzialu w konkursie!