wtorek, 22 września 2009

Yogjakarta - That's the way I like it!

That's the way I like it! Pamietacie ten przeboj zespolu KC and The Sunshine z 1975? To byla pierwsza piosenka, ktora uslyszalem w Indonezji. I niech bedzie to nasze motto na te 3 tygodniowa podroz po Indonezji. Juz nie raz pisalem, ze zycie turysty nie jest latwe. Wiekszosc czytajacych te slowa pewnie powie sobie: marudzisz facet! No troszke musze pomarudzic na poczatek, bo i ten wiek do tego sklania no i pewne drobne okolicznosci. Nie dosc, ze lecielismy te kilkadziesiat godzin do Jakarty, to jeszcze wpadlismy na genialny pomysl, nie powiem, ze nie bylem to wlasnie ja, ze nastepnego dnia po wyladowaniu to sie szybciuto przemiescimy sie do Jogjakarty (Jogja). Skorzystalem z dobrodziejstwa internetu... i zarezerwowalem AirAsia.com do Jogja. Fakt, ze samolot mial odleciec o 06:00 nie przerazil nas. Na poczatku. Musze w tym miejscu podziekowac serdecznie za liczne sms, ktore otrzymalismy wlasnie tej nocy (hmmm, hmmm), bedzie ich z 5. Pytanie tylko, dlaczego wlasnie otrzymalismy je o 2:13, 2:34, 3:22, 3:37 i ostatni od PL (bedzie wiedzial, ze to od niego!) o 3:47naszego czasu! Tak na prawde to sie nie zloszcze, bo wlasnie ten ostatni sms byl dla nas dobrodziejstwem. Postawil nas na nogi...dzieki czemu bez problemu (zupelnie jak na zachodzie) o godzine 3:59 zapukal do nas room service. Pan lekko zaspany dzielnie wkroczyl ze sniadaniem na tacy! Tak rozpoczal sie nam dlugi dzien jeszcze w Jakarcie, ale juz prawie w Jogja.

Szybko, przyjemnie, bezpiecznie, na czas i w bardzo milej atmosferze dolecielismy AirAsia.com do pierwszego celu naszej podrozy. (Zdanie to dedykuje Luftkansa i Lot! Bez problemu dotarlismy do naszego guest house Rumah Palagan, gdzie jak sie okazalo wzbudzilismy niezla sensacje. Okazalo sie, ze nikt kto nie jest muzulmaninem w tym wlasnie tygodniu (czyli od poniedzialku) nie podrozuje po Jawie. Hotele wypelnione sa rodzinkami Indonezyjczykow, ktorzy fetuja zakonczenie Ramadanu. O tak dzieci zauwazylismy i to w duzych ilosciach. Zgodnie z umowa nie moglismy zrobic szybkiego check in, tak wiec pierwsze godziny spedzilismy w restaruacji i lobby w towarzystwie pewnie 20 dzieciakow. Dla nich to wlasnie my bylismy atrakcja. Prosze tylko nie sygerowac, ze ja bylem atrakcja. Zauwazylismy juz, ze w Indonezji, osoby otyle wystepuja w wiekszej ilosci, niz w innych czesciach Azji. Wzbudzilismy takze zainteresowanie obslugi hotelu, ktora na nasz widok wydala okrzyk Hello Mr. Magda! To bylo nic w porownaniu z tabliczka taksowkarza na lotnisku w Jogja, ktory nas odebral. Przywital nas tabliczka z napisem Ms.Jacek Korzewska. Byl spory fun!!!

Mielismy wyjatkowo duzo sily, jak na pierwszy dzien na urlopie. Wydalo mi sie to podejrzane, ale z drugiej strony pomyslalem sobie, ze moze bedac na dziesiatkach lekarstw byl to efekt uboczny. Teraz wiemy, ze bylo to efekt uboczny... trwajacy az do nastepnego poranka. Zorganizowalismy sobie taksowke, i w podskokach (no bo byly lekkie wyboje) pojechalismy do centrum miasta. Cholerka jasna, pomyslalem sobie, ale dlaczego mieszkamy pewnie z 10km za miastem? Teraz nie zaluje bo osbluga jest wspaniala, cierpliwa, zyczliwa i zawsze usmiechnieta. (To zdanie takze dedykuje Lufthansa i LOT!).

Po przejsciu pewnie 2 km, w czasie ktorych odrobilem swoja lekcje grzecznosci (oznacza to, ze grzecznie odpowiedzialem pewnie 117 razy na propozycje, ze ktos moze mi cos pokazac, lub zawiesc mnie na koniec slawnej ulicy w Jogja Malioboro, thank you, thank you, thank you + 114 razy thank you) dotarlismy do konca. I sobie tak pomyslalem: a po co my tutaj wlasciwie przyjechalismy? tutaj nie ma niczego? Oj glupi bylem, glupi! Przeszlismy kolejne 100 metrow i przed naszymi oczami ukazal sie tlum. Najpierw niewielki. Tak jakby kilkaset osob przygotowywale sie do jakiegos marketu (no ewentualnie byl to zjazd wlascicieli motorynek, w tym jednego malego czlowieczka fana Harleya). Cos mi tutaj nie pasowalo! Dlaczego o 09:45, a potem o 09:55 w tym wlasnie miejscu pojawilo sie kilka tysiecy ludzi? A my w tym tlumie (zaznaczam, ze bylo absolutnie bezpiecznie i znow Magda stala sie glowna atrakcja). Kilka osob probowalo nam wytlumaczyc co sie stalo. No nie do konca wtedy wiedzielismy. Teraz juz wiemy, ze zaczelo sie swieto Eid ul-Fitr. Zakonczenie postu, pierwszego dnia Shawwal. Prawie dwugodzinna (przepraszam, ze tak to nazwe) procesja/defilada/szyk zakonczyla sie przeprowadzeniem przez tlum oczekujacych wielkiego "wienca" lub "stozka" zbudowanego z roznych darow natury. Widac bylo, ze jest to bardzo radosne swieto, i ze cale rodzinych (po kilkanascie osob) czekaly na to wydarzenie. Wspaniala uroczystosc nie tylko dlatego, z bylo kolorowo i radosnie, ale takze ze bylo widac mnostwo usmiechnietych i wiwatujacych ludzi. Niektorzy nawet parskali smiechem...no ale tylko w chwili, gdy umundrowany orszak strzelal na wiwat z kapiszonow!

W poprzedniej relacji pisalem, ze pamietam z dziecinstwa maski z Indonezji ... ale takze lalki z teatrzyku cieni. Nie moglismy sobe odwmowic przyjemnosci ogladania jednej z historii. Nie do konca moglem wszystko zrozumiec, ale wydaje mi sie ze zlo walczylo z dobrem. Wygralo oczywiscie dobro! Teatr byl atrakcja nie tylko dla turystow. Co ciekawe przyjemnie ogladalo sie cala historie nie tylko patrzac na cienie. Mozna bylo takze dokladnie zobaczyc aktora, ktory animowal wyprawione ze skory, fantastyczne dokladnie wyciete i cudownie pomalowane lalki, i jednoczesnie opowiadal cala historie. Kilkunastu muzykow sworzylo basniowa atmosfere.

Pierwszy dzien potwierdzil, ze Azja to jest nasze miejsce. A jak przeczytacie slowa "That's the way I like it!" to bedziecie wiedzieli jakie sa inne powody, ze tak wlasnie napisalem!














Pytanie 2
Co oznacza Ramadan? Odpowiedz wraz z adresem pocztowym prosimy wyslac na korzewscy@gmail.com. Pierwsza pocztowka zostala juz przygotowana i jutro wysylamy! Kto wygral? Dowie sie za kilka tygodni,po otwarciu skrzynki pocztowej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz